22.11.2022 wielkopolskie

Interesująca rozmowa z dyrektor Centrum Transferu Technologii Politechniki Poznańskiej (PACTT), która została opublikowana w październiku 2022 roku na łamach "Głosu Politechniki".


Na początku chciałabym poprosić o krótkie wyjaśnienie, na czym polega komercjalizacja badań naukowych.

Jeśli nie musimy opierać się na podręcznikowych definicjach, to najprostsze wyjaśnienie brzmi: komercjalizacja wyników działalności naukowej jest niczym innym, jak sprzedażą lub licencjonowaniem praw do nich, ewentualnie tworzeniem na ich kanwie spółek typu spin-off. Mamy tu do czynienia z procesami motywowanymi osiąganiem korzyści, w których tle kryją się relacje, spotkania, rozmowy, ustalenia, dokumenty, umowy, rozliczenia...

Jakiego wsparcia w komercjalizacji udziela Centrum Transferu Technologii?

Organizujemy każdy etap tych procesów. Nawiązujemy relacje z interesariuszami uczelni. Spotykamy się z naszymi zespołami naukowców i potencjalnymi klientami Politechniki Poznańskiej. Rozmawiamy, ustalamy, jakie są oczekiwania stron, a jakie możliwości. Przygotowujemy dokumenty, negocjujemy umowy. Na końcu wystawiamy fakturę i rozliczamy przychody, które finalnie wykazujemy w ewaluacji jakości działalności naukowej uczelni.

Jesteś dyrektorem CTT od 9 lat. Jakie w Twojej ocenie są największe przeszkody udanej komercjalizacji na Politechnice Poznańskiej?

Ta praca uczy sprawności proponowania rozwiązań – czy możemy porozmawiać o jasnej stronie rzeczywistości?

Nie chcesz rozmawiać o ciemnej?

Założyłam, że powinniśmy zachęcać do współpracy, opowiadając historie sukcesu. „Progi i bariery skutecznej komercjalizacji” diagnozowaliśmy w środowisku transferu technologii już kilkanaście lat temu i choć w tym czasie kolejność pozycji w katalogu przeszkód zmieniała się, to wygrywają ci, którzy skupiają się na pracy u podstaw. Szczególnie, jeśli środowisko jest im przychylne.
Materia jest zresztą zdradliwa, trudno uniknąć niesprawiedliwych uogólnień. Bo choć teraz na pierwsze miejsce wysuwa się oczywista niechęć przedsiębiorców do inwestowania, to przecież zagraniczne przedsiębiorstwa nigdy specjalnie nie potrzebowały zewnętrznych działów B+R, jakimi mogą być nasze laboratoria. A rodzime firmy takiej skłonności raczej przesadnie nie wykazywały; albo przynajmniej unikały angażowania w te procesy uczelni jako instytucji… Chyba, że w tle był jakiś projekt lub potencjalne finansowanie zewnętrzne. Ale trudno nazwać to prawdziwym zewem do wdrażania innowacji.

To na jaką przeszkodę natrafiłaś na samym początku, gdy zaczynałaś?

Niechęć. Poczucie, u najbardziej genialnych naukowców, że legalna komercjalizacja jest poniżej ich godności, nie pasuje do etosu pracy.

Co się zmieniło?

Zaczęliśmy pracować z zespołami naukowymi, które tego chciały. Nie przekonujemy nieprzekonanych. Niektórzy musieli zmierzyć się z tematem, bo zawarli pakt z instytucją finansującą przedsięwzięcie, który wymusza poparcie znaczenia wypracowanych osiągnięć konkretnymi rynkowymi wskaźnikami. Ale chciałabym wierzyć, że ci, którzy do nas przychodzą, mają zaufanie. Czują się z nami pewniej, bezpieczniej.

A co z nieprzekonanymi?

Liczymy, że koledzy nieprzekonanych przyjadą na uczelnię fajniejszymi samochodami (śmiech).

Czy uczelniana biurokracja jest problemem w procesie komercjalizacji?

Biurokracja, która męczy nas wszystkich, jest problemem w ogóle. Komercjalizacja, jeden z elementów w tej akademickiej układance, nie jest wyjątkiem. Nie chcemy dodatkowo komplikować i utrudniać; taka niepisana misja: po pierwsze nie szkodzić.

Czy są więc jakieś ryzyka komercjalizacji? Czy w ogóle komercjalizacja może być ryzykowna dla naukowca?

Chciałabym powiedzieć, że jest tylko jedno ryzyko: że się nie uda. Że potencjalny kontrahent, pierwotnie zainteresowany osiągnięciem, wycofa się w przedbiegach albo, co gorsza, na ostatniej prostej. Ale to zdarza się niezmiernie rzadko. Podobnie jak to, że się uda, ale na mniej korzystnych warunkach niż zakładaliśmy.

A ryzyko dla naukowca? Chyba tylko takie, że zaangażuje się w proces na tyle, że nie znajdzie czasu na napisanie publikacji, albo napisze ją później (ale za to z innym doświadczeniem). Mam przy tym wrażenie, że musiałoby to być zaangażowanie bardziej we wdrożenie niż w komercjalizację. Zaangażowanie w samą komercjalizację, wierzę, może opóźnić powstanie co najwyżej rozdziału.
Komercjalizacja może być natomiast bardzo ryzykowna dla właściciela praw, które stanowią przedmiot transakcji – czyli dla uczelni. Jeśli nie spełnimy wszystkich wymogów określonych przepisami prawa, które wiążą się z potwierdzeniem, że prawa są właściwie przeniesione na Politechnikę jako stronę potencjalnej umowy z inwestorem; jeśli nie wycenimy własności intelektualnej; nie pokażemy, że korzystanie z infrastruktury badawczej przez podmioty zewnętrzne musi być odpłatne – narażamy się na nieprzyjemne konsekwencje.

Trudne jest rozumienie biznesu, równoczesne dbanie o twórcę i chronienie interesów uczelni.

Jak sobie z tym radzicie?

Staramy się tak zabezpieczyć cały proces, by te ryzyka zminimalizować. Stąd biorą się długie godziny ustalania warunków kontraktu, które przekładają się na jeszcze dłuższe formułowanie jego zapisów. Nie wspominając o tym, jakim wielkim wyzwaniem bywa nierzadko samo określenie przedmiotu komercjalizacji. Niestety nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć. Ale przecież wiemy też, co mówi się o tym, kto nie ryzykuje…

Co z komercjalizacji — poza pieniędzmi — ma polska nauka?

Oprócz statystyk, że w Dolinie Krzemowej wychodzi kolejny spektakularny biznes, a u nas w tym czasie krąży następna legenda, że naukowiec najpierw opowiedział o osiągnięciu na konferencji, a później zdziwił się okrutnie, że nie będzie pionierem na rynku? Najchętniej odpowiedziałabym, że z komercjalizacji polska nauka ma niewiele. Że brakuje nam dobrych przykładów. Że nasza przedsiębiorczość, ta oparta na haśle „wiedza dla gospodarki”, to luksus dla nielicznych.

To dlaczego warto?

Bo lepsze wdrożenia przekładają się na większy budżet na badania i rozwój. Finansowanie sfery badawczo-rozwojowej to lepsze uczelnie i naukowcy. A im lepsze uczelnie i kadra akademicka, tym lepsi ich absolwenci. Z kolei lepsi absolwenci są lepszymi pracownikami i przedsiębiorcami. I w końcu: lepsze przedsiębiorstwa gwarantują lepsze wdrożenia.
Przekonujące.

Niestety nie ja to wymyśliłam (śmiech). To jest amerykański sen.

A jak w Twojej ocenie wyglądają relacje na linii inwestor/przedsiębiorca - naukowiec? Z jakimi problemami najczęściej borykają się obie strony? Czy mają do siebie zaufanie?

Jedni świetnie się dogadują, inni nie cierpią ze sobą rozmawiać, nawet nie chcą próbować, i nie ma w tym nic nietypowego; przeciwnie – to normalne, jak przy wigilijnym stole. Wokół tej sfery narosło niepotrzebnie wiele mitów. W najgorszym przypadku być może już sam ten fakt uzasadnia nasze istnienie – możemy pełnić naszą rolę biura tłumaczeń; oswajać dwa światy.

Męczące?

Bywa, że niełatwe.

Ale często naukowiec przychodzi do CTT właśnie w parze z właścicielem firmy, z którą współpracuje, z prezesem przedsiębiorstwa. Przedsięwzięcia, które mamy już za sobą, pokazują, że brak schematów jest najczęściej obserwowanym zjawiskiem we współpracy na linii nauka-biznes.

To co zrobić, żeby ta współpraca szeroko pojętej nauki i biznesu układała się dobrze?

Z uczelnianej perspektywy – korzystać z potencjału jednostek takich jak centra transferu technologii lub spółki celowe. Otoczenie gospodarcze jest coraz bardziej świadome naszego istnienia w tak zwanym ekosystemie innowacji. Zauważalnie częściej kieruje do nas zapytania o możliwe rozwiązanie bieżących problemów produkcyjnych, często to od nas zaczyna poszukiwania technologii z potencjałem wdrożeniowym lub możliwości wspólnego aplikowania o środki na realizację projektów opartych na myśli technicznej.
Jeśli natomiast mogę mówić życzeniowo, myśląc o systemie – to co warto zrobić, to nie przeliczać każdego ruchu naukowca na punkty; uprościć przepisy; umiejętnie kierować strumień środków zewnętrznych. Zdaję sobie przy tym sprawę, że nie jestem nazbyt odkrywcza. Próbujemy jednak takie zmiany inicjować, żeby nie powiedzieć – wymuszać, działając w ramach Porozumienia Akademickich Centrów Transferu Technologii i Porozumienia Spółek Celowych, bazując na wiedzy i doświadczeniu specjalistów, którzy rozumieją procesy najlepiej, bo są przy nich najbliżej i najdłużej. To jest dopiero orka na ugorze!

Ale czy nie jest ciekawe, jak zmieniłoby się otoczenie, gdyby naukowiec miał czas i zasoby, by wywiązać się ze swojego obowiązku nieposłuszeństwa? By sobie o jego istnieniu w ogóle przypomniał? Usłyszałam kiedyś, że taki istnieje.
Jaka jest Twoja opinia – czy da się zrobić biznes na nauce?

Oczywiście. Ale to nie jest moja opinia – takie są fakty. Rezultaty mierzone złotówkami na kontach uczelni, jednostek i twórców. Są też efekty niefinansowe.

Jak naukowcy mogą ten biznes zrobić?

W naszej uczelni da się to już zrobić całkiem sprawnie. Mamy CTT zajmujące się komercjalizacją bezpośrednią – sprzedażą i licencjonowaniem praw do wyników. Mamy spółkę celową Politechnika Innowacje – narzędzie do obejmowania udziałów w spółkach typu spin-off, które w swoim modelu biznesowym zakłada także możliwość świadczenia usług. Mamy wymagany ustawą tzw. Regulamin komercjalizacji oraz oparte na nim procedury (wypracowane oraz wprowadzone zarządzeniem rektora), a wreszcie mamy doświadczenie i dobrą wolę, by przejść z naukowcem przez kolejne etapy komercjalizacji; ramię w ramię, a jeśli trzeba – może nawet trochę przodem. Ale tylko trochę, bo udział naukowca w procesie komercjalizacji jest niezbędny: gdy trzeba opracować ofertę dla potencjalnego kontrahenta, gdy trzeba wyjaśnić mu albo nam szczegóły techniczne rozwiązania. I gdy trzeba jeszcze raz podpisać jakiś dokument (śmiech).

A często trzeba?

Czasami.

Pojawiła się także Instrukcja komercjalizacji. Czy będzie receptą na udaną komercjalizację?

Receptą może i będzie, choć lekiem na całe zło na pewno nie. Ale mam nadzieję, że chociaż dla kilku osób stanie się drogowskazem; zbiorem zagadnień, kluczowych etapów, możliwych ścieżek. Uporządkuje pojęcia. Może ktoś do tego wróci i w odpowiednim momencie przypomni sobie, że aha, jako kierownik prac miałem przecież jeszcze zapewnić poufność informacji…

Zaczyna się nowy rok akademicki. Jakie plany ma dyrektor CTT na kolejny?

Zwyczajowe, zgodne z zakresem obowiązków – współpracę z jednostkami w prawidłowej realizacji usług badawczych na zlecenie, przygotowanie danych do ewaluacji w obszarze komercjalizacji i usług badawczych świadczonych przez spółkę celową za kolejny rok, wsparcie zespołów naukowych w aplikowaniu o środki zewnętrzne i udział w trwających projektach, obsługę zapytań ofertowych, formułowanie oferty dla biznesu, organizację i uczestnictwo w spotkaniach branżowych, targach...

A wszystko we współpracy z innymi jednostkami Politechniki Poznańskiej, instytutami.

Oczywiście równocześnie prowadzimy rozmowy z potencjalnymi klientami Uczelni, ukierunkowane na komercjalizację. Pojawiają się koncepcje kolejnych spin-offów naszych pracowników i studentów.

Planujemy też realizację zupełnie nowego przedsięwzięcia – podcastu. Tego jeszcze nie grano… Będziemy rozmawiać z naszymi naukowcami oraz przedstawicielami otoczenia gospodarczego Politechniki o realnym znaczeniu trzeciej misji uczelni; chcemy poszukać jej społecznej odpowiedzialności w praktyce, tej gospodarczej również. Boimy się wniosków, ale… robimy. Studio radiowe też nie jest naszym naturalnym środowiskiem i stanowi dla nas wyzwanie, ale po to mamy zaufaną ekipę Radia Afera i prawdziwego dziennikarza radiowego obok, by profesjonalnie zaradzono tym niepokojom (śmiech).

Czego życzyć w nowym roku akademickim? Co stanowi o sukcesie komercjalizacji?

Oprócz nas?! (śmiech). Komercjalizacja to ludzie. No i pomysł. Wynik działalności naukowej, który zaprezentujemy (wraz z naukowcem) w sposób chwytający przedsiębiorcę za serce i portfel, uzasadniając inwestycję. Bo przecież sama idea, bez skutecznego wdrożenia, nie ma żadnej wartości. Powodzenie wymaga wielu rozmów, uporania się z wszystkimi formalizmami, które w większości bierzemy na siebie. Potrzebna jest też partnerska, uczciwa współpraca między jednostkami PP. Cierpliwość. I otoczenie, to wspierające. Szczęśliwie ludzie nam obecnie sprzyjają. I oby to trwało – jest chyba najlepszym życzeniem na ten nowy rok akademicki.


Pobierz październikowe wydanie "Głosu Politechniki"

Czy wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies przez pactt.pl?

Zapisano